Sobota, 7 maja 2005, godz. 14.00
Wrocław, byliśmy praktycznie wszędzie


Jest piątek, 6 maja 2005, do Wrocławia zjeżdżają pierwszy uczestnicy (a właściwie uczestniczki) naszego spotkania. Słońce grzejące cały dzień nie zapowiadało tego, co stanie się wieczorem. Podczas koncertu "Hey", wszystkim fanom serialu oraz oczywiście kilku osobom z naszej ekipy towarzyszył deszcz. Brrr... zimno, niemiło... płatny wstęp i zakaz wnoszenia piwa ;/

Co dokładnie dziewczyny wyprawiały - nie wiem - dołączyłem do nich następnego dnia. I znów ta sama historia... piękna pogoda, lekki wiaterek... w autobusach duszno... coraz duszniej... Jade: "Daleko jeszcze?", niczym echo powtarzało się to samo pytanie.

Trafiliśmy do "Agory", nieco spóźnieni (choć 5 min. to nie spóźnienie), trochę zagubieni... całkowita rozsypka... Gdzie reszta?

Dogmatyk się znalazł sam - następnym razem, przymusowo proście o nasze i przysyłajcie swoje fotki, bo inaczej mamy galimatias - nie wiemy kogo mamy się spodziewać, jak ten ktoś wygląda i czy przypadkiem nie minęliśmy go w wejściu - jak to miało miejsce z Dogmatykiem.

Głosowanie - idziemy na UFO Forum? idziemy do baru? - zgadnijcie co przeszło ;] % % % Sami studenci - wybór prosty ;D (...) Zanim jednak zawitaliśmy do jakiegokolwiek baru, Jade wyciągła nas do Zoo. Byłem tak kiedyś... tak przez mgłę pamiętałem wycieczkę jeszcze z podstawówki. Ale nie będę Wam opowiadał o zwierzątkach ;]

W skrócie: Zobaczyliśmy bydło rogate, pawiany, orangutany i inne małpiszony, węże, foki, misie, hipppooopotamy, lamy... Gdzieś przy białym tygrysie zgubiłem się (jak zwykle), to samo przydarzyło mi się podczas naszego spotkania w Zakopcu ;D.

Na obiad, po piwko i do domu Wiedzmy... chwila na odsapnięcie - czas, aby porozmawiać. No i na miasto... A tu brrryyy...

Ciągle pada! Asfalt ulic jest dziś śliski jak brzuch ryby,
Mokre niebo się opuszcza coraz niżej,
żeby przejrzeć się w marszczonej deszczem wodzie. A JA?
A JA chodzę desperacko i na przekór wszystkim moknę,
Patrzę w niebo, chwytam w usta deszczu krople,
patrzą na mnie rozpłaszczone twarze w oknie, to nic.

Ciągle pada! Ludzie biegną, bo się bardzo boją deszczu,
Stoją w bramie, ledwie się w tej bramie mieszcząc,
ludzie skaczą przez kałuże na swej drodze. A JADE?
A JADE OBOK MNIE IDZIE, nie przejmując się ulewą ani spiesząc,
Czując jak JEJ krople deszczu usta pieszczą,
ze złożonym parasolem IDZIE pieszo, o tak!

Ciągle pada, alejkami już strumienie wody płyną,
Jakaś para się okryła peleryną,
przyglądając się jak mokną bzy w ogrodzie. A WIEDZMA?
A WIEDZMA STĄPA w strugach wody, ale z czołem podniesionym,
Żadna siła JEJ nie zmusza i nie goni,
IDZIE niby zwiastun burzy z kwiatkiem w dłoni, o tak.

Ciągle pada, nagle ogniem otworzyły się niebiosa,
Potem zaczął deszcz ulewny siec z ukosa,
liście klonu się zatrzęsły w wielkiej trwodze. A SUSIE?
A SUSIE IDZIE i niestraszna JEJ wichura ni ulewa,
Ani piorun, który trafił obok drzewa,
SŁUCHA wiatru, który wciąż inaczej śpiewa.

Ciągle pada, nagle ogniem otworzyły się niebiosa...
który wciąż inaczej śpiewa. A PASZCZAK?
A PASZCZAK IDZIE desperacko i na przekór...
patrzą na NIĄ rozpłaszczone twarze w oknie, to nic.


Coś takiego mógł napisać tylko AlienArt ;P